"Poświęć mi trochę czasu,
Lub pozwól uczuciom wygasnąć;
Zagrajmy w chowanego,
Aby odwrócić sytuację"
Ed Sheeran - "Give me love"
- Matteo - odwrócił się, słysząc przesiąknięty słodyczą głos swojej dziewczyny.
- Co jest?
Na jego twarz zawitał uśmiech zadziwiająco przypominający grymas. On i Ambar właśnie zaczynali od nowa teatrzyk idealnej pary. Nie musieli tego robić. On poprosił, przeraźliwie bojąc się konsekwencji innego wyboru. Czasami chciał oderwać się od swojej codziennej rutyny "obudzić się - udawać lepszego od innych - iść spać". Pragnął tego, pragnął być kimś innym, jednak zmiany były dla niego zbyt przerażajace, mrożące krew w żyłach. Najzwyczajniej bał się tego, co inni uznaliby za normalne. Bał się stracić wszystko, na co tak długo pracował.
- Widziałam, jak patrzysz się na Lunę - odpowiedziała, mrużąc lekko oczy.
Może Matteo tego nie wiedział, ale to był jej sposób rozpaczliwego błagania "nie zostawiaj mnie znów samej".
- Ponownie zaczynasz swoje scenki zazdrości? - spojrzał na nią.
Przestań, proszę - mówiło jego spojrzenie.
Ona to dostrzegła. Choć nigdy tego nie okazywała, rozumiała go bardziej, niż on by tego chciał.
- Ale ja nic nie zaczynam - zapewniła go ze sztucznym uśmiechem, choć jej serce biło głośno, szepcząc "chciałabym przestać, ale to jest silniejsze ode mnie. Uratuj mnie od tego, błagam".
- Nie rozmawiajmy o tym - poprosiła, lub zasugerowała, lecz władczy ton wyraźnie świadczył o tym, iż nie pozwoliłaby na zmienienie tematu.
- Jak sobie królowa życzy - odparł, śmiejąc się.
Kąciki ust Ambar również drgnęły, w jej oczach swój taniec rozpoczęły iskierki rozbawienia.
Nie, stop. Ona nie mogła sobie na coś takiego pozwolić.
I nie mogła sobie pozwolić na bezczynne patrzenie, jak Matteo ugania się za Luną. Musiała działać.
***
Simon usiadł na łóżku Luny obok jego właścicielki. Jego serce nie pulsowało już tak nieokiełznanie, aczkolwiek wciąż nie wyrównało swojego bicia ostatecznie.
- Wszystko w porządku? - zaśmiała się Luna.
Kochał ten uśmiech. Był wyjątkowy, napawał Simona radością, szczęściem. Czuł, że nie istnieje nic oprócz ich dwójki.
- Tak - nie skłamał.
Nie musiał kłamać. Nie było między nimi żadnych barier, mogli rozmawiać dosłownie o wszystkim.
To było magiczne.
- Po prostu, wiesz, ten dom jest taki...
Zaniemówił, poszukując adekwatnego do rzeczywistości słowa.
- Ogromny? - Luna podpowiedziała mu, unosząc brew.
- Tak.
- Wiem o tym.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy, jakby nie było opcji, aby zszedł.
Cisza.
Nie wiedzieli, co jeszcze mogliby dopowiedzieć.
Luna wysiliła umysł, aby znaleźć temat do rozmów i przerwać ciszę. Nie była ona co prawda ani trochę niezręczna, ale była stratą czasu, którego małą ilością musieli się nacieszyć.
- Chciałbyś jutro zobaczyć Open? - zasugerowała. - To taki jakby koncert w Rollerze, mnóstwo muzyki. Coś dla ciebie.
- Hmm... - zamyślił się sztucznie. - Nie jestem pewien... No jasne, że tak! - zaczął się śmiać. - Znasz mnie.
- Tak, znam cię. Jesteś Simon Alvarez i jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Och, rzezywiście - pomyślał. Byli jedynie przyjaciółmi i jakkolwiek bardzo Simon starałby się to zmienić - nie miał szans. Nie chciał stracić Luny, bo była dla niego całym światem.
Nie chciał, by jego świat się zawalił.
To chyba bardzo egoistyczne, czyż nie?
Przepraszam, mamo.
***
Drzwi do sypialni były zamknięte na klucz. Nina zawsze zamykała się w pokoju. To był jej odruch, bała się. Oczywiście - każdy by się bał.
Nie miała siły. Nie chciała dłużej żyć takim życiem, to było dla niej złe. Szkodliwe, aż toksyczne. Rozprzestrzeniający się niczym dziki ogień strach opanował całe jej ciało i cały jej umysł, paraliżując nawet najmniejszy skrawek zdrowego rozsądku. W ciszy oczekiwała nadejścia tej chwili, co, choć przerażająca - była nieunikniona. Nina nawet nie próbowała uciekać, bo ucieczka na nic by się nie zdała. Istnieją rzeczy, które, nie ważne, jak bardzo starasz się je od siebie odsunąć, i tak cię odnajdą.
Przed tym nie ma drogi ewakuacyjnej.
Nina zamarła, słysząc dźwięk otwierających się złowrogo drzwi wejściowych.
W salonie już był on. I on zmierzał w kierunku jedynej, marnej kryjówki Niny.
Błagam, ja nie chcę.
- Nina, otwórz te drzwi! - słyszała rozdrażniony głos, widziała, jak szarpie za klamkę.
Nic nie odpowiedziała. W bezruchu stała w najdalszym rogu swojej sypialni, obserwując w napięciu. Lęk spowijał ją całą, jakby był nieskazitelnie białą, krystalicznie czystą płachtą na nią narzuconą.
- Nina! - kolejny łomot w drzwi. - Albo to zrobisz, albo ci pomogę.
Pośpiesznie podeszła bliżej i wyciągniętą przed siebie, drżącą nieubłagalnie ręką przekręciła klucz w zamku.
Boję się.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Na twarz dziewczyny spoglądało z góry spojrzenie jej ojca, w którym gniew się nie czaił. Odważnie płonął.
- Wiesz, na co zasłużyłaś - szepnął.
Był obłąkaną duszą, nie myślał normalnie. Nikt normalny nie zrobiłby czegoś takiego swojemu dziecku.
- Prze... - zaczęła mówić, lecz jej łamliwy głos sprzysiągł się przeciwko niej.
- Przepraszasz? - zaśmiał się. Zamachnął się i mocno uderzył swoją córkę.
Upadła.
- Myślisz, że przeprosiny wystarczą?
Nina złapała się za swój piekący policzek. Czuła, jakby płonęły w niej niezliczone pokłady ognia.
- Naprawdę tak myślisz?
W jego oczach czaił się blask wskazujący na to, jakim był szaleńcem.
Był niebezpieczny, a Nina była jego ofiarą.
Nina rozpłakała się, nie zamierzając ukrywać swych łez, których wypływ z jej oczu był codzienną tradycją.
Potwór odszedł, zamykając Ninę w pokoju. Całkiem samą ze swoimi wirującymi emocjami.
Resztkami sił stanęła na nogi i przemieściła się na łóżko. Chwyciła w wciąż drżącą dłoń swój telefon. Zaczęła pisać na swoim blogu.
Czarne chmury nad kimś, kto był Ci tak bliski, zniszczą i Ciebie.
~*~
Krócej już się nie dało. Przepraszam, że tyle czekaliście i musieliście zostać zawiedzeni. Z poprzednich rozdziałów byłam zadowolona, ale ten jest moją porażką. To bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony, nie sądzicie?
Przepraszam, nie dałam rady napisać nic innego.