środa, 13 lipca 2016

[i] Byliśmy tacy młodzi

"Lecz, mimo wszystko, jestem jedynie człowiekiem
I krwawię podczas upadku,
Jestem jedynie człowiekiem
Rozbijam się i łamię;
Twe słowa w mojej głowie,
W mym sercu - noże...
Odbudowujesz  mnie, bym znów się rozkleiła,
Bo jestem jedynie człowiekiem"
Christina Perri - "Human" 

   Jej życie opierało się na kłamstwach, można rzec. Inni powiadają, że te fałszywe stwierdzenia były jej zgubnym losem. Ale nikt jej nigdy nie współczuł, nikt nie zadał sobie trudu, aby zrozumieć ten złożony mechanizm, jakim jest jej umysł, jej zraniona dusza.
      Czasem się poddawała. Poddawała się, bezgłośnie wykrzykując w swoim pokoju, jak to bardzo nienawidzi swojego życia. Nie często - zdarzało się to rzadziej niż raz na pół roku. Nie można jednak określić tego według jakiejkolwiek statystyki - serce nie sługa, rozpada się wtedy, kiedy najdzie je taka chęć.
     Nie chciała jednak zmienić tego, co ją niszczyło. Nie chciała być inna. Takie życie jej odpowiadało, było dla niej najlepszą opcją. Najłatwiejszą.
- Tak? - podniosła głowę, kierując swój wzrok na pięćdziesięcioletnią blondynkę. Kobieta zmrużyła oczy, wpatrując się w bransoletkę na ręce nastolatki, którą ta wcześniej się bawiła w zamyśleniu.
- Mam powtórzyć? - Sharon, bo tak miała na imię owa kobieta, odpowiedziała pytaniem na pytanie. Była wyraźnie zirytowana brakiem szacunku dla swojej osoby.
- Proszę - odparła dziewczyna, uśmiechając się sztucznie. Och, ale chyba każdy potrafi zrobić dobrą minę do złej gry, czyż nie?
- Jak poszedł ci dzisiejszy egzamin w szkole? - Oczywiście! Dla pani Benson nie liczyło się szczęście swojej chrześnicy. Priorytetem była dobra reputacja, najwyższe wyniki w nauce. Nic więcej.
- Świetnie - nastolatka wywróciła oczami i westchnęła cicho. - Dlaczego się pytasz? To byłodo przewidzenia.
      Arogancja jej drugą naturą. O, proszę, niech niezwykle znakomita pani Sharon Benson ujrzy, jak wychowała swoją prawie że córkę. Traktowała ją raczej jak maszynę do sukcesu. Co teraz myślisz? "Jaka biedna dziewczyna"? Nie... Ona sama również święta nie była. Ale kto tak naprawdę miał na to największy i jedyny wpływ?
- Cieszę się - odparła kobieta bez krzty radości w głosie. Bez emocji. Po prostu nauczyła się ukrywać swoje uczucia i przekazała tę jakże niezbędną i niezwykłą wiedzę swojej następczyni. Tak, uważała ją za swoją następczynię, wydawało jej się, że po jej śmierci, to właśnie nastolatka będzie dźwigać ciężar bogactwa i kłamstwa. Kreowała ją na kogoś równie zniszczonego, jak ona sama.
- To wszystko? - dziewczyna wstała z fotelu, nie czekając na odpowiedź. Ruszyła po schodach w kierunku swojej sypialni.
Aby móc spokojnie odpocząć od ciągłych manipulacji.
- Ambar - usłyszawszy swoje imię, dziewczyna westchnęła, po czym wykrzywiła twarz w grymas przypominający uśmiech i odwróciła się.
- Tak? - spytała milutkim głosem, który tak wszedł jej już w nawyk, że nawet nie musiała się do niego szczególnie przykładać.
- Więcej szacunku dla starszych - kobieta z grobową miną upomniała ją. - Idź już.
- Oczywiście - wycedziła przez zęby, następnie odrzuciła swoje blond włosy do tyłu i odeszła.

***

      Chłopak zawiesił sobie gitarę na lewym ramieniu, a jego prawa ręka pociągnęła średniej wielkości czarną walizkę z czerwonymi elementami. Podążył w stronę bramek, podekscytowany perspektywą ponownego spotkania ze swoją najlepszą przyjaciółką i zarazem najwierniejszą towarzyszką.
     Podał kontrolerowi swój paszport i stał w napięciu, czekając, aż mężczyzna odda mu dokument. Ten lot, ten wyjazd - to wszystko było całkowicie spontaniczną decyzją. Chłopak nie dał sobie ani chwili na zastanowienie.
      Już za chwilę, za dosłownie dwie godziny ponownie ujrzy dziewczynę, z którą spędził całe swoje dotychczasowe życie. Czy ją kochał? Ona go nie kochała. Traktowała jak przyjaciela, najlepszego, ale nic więcej do niego nie czuła. Nie, nie okłamywała go w tej sprawie; nigdy by go nie okłamała. No dobrze, ale czy w takim razie on ją kochał? Cóż, chyba nie ma już sposobu, aby ukryć tę jakże natrętną, nieznośną prawdę, która mogłaby zniszczyć chłopakowi życie. Tak. Kochał ją. Bez wątpliwości, dziewczyna bardzo mu się podobała. Ale nie dałby wszystkiego, by tylko ona odwzajemniła jego uczucia. Cenę wszystkiego zapłaciłby tylko za jedno. Za jej szczęście.
- Zgadza się - pokiwał głową kontroler, oddawając chłopakowi paszport. - Zapraszam na pokład.
    Nastolatek przeszedł z lotniska do samolotu, znalazł swoje miejsce i usiadł. Nie ma jednak powodu, aby wszystko aż tak streszczać, więc może jeszcze raz: po wejściu na pokład odczytał z biletu numer miejsca. Trzydzieści dziewięć. Ręka ściskająca świstek trzęsła mu się nienaturalnie z nerwów. Jeszcze nigdy nie leciał samolotem.
     I na dodatek ten cel, do którego leciał! Buenos Aires, miasto pomyślnych wiatrów. Pełnia życia, radość, śmiech, muzyka. Już wiedział, że to pokocha. Nie mogło być inaczej. Przecież to jego żywioł.
     Tylko, gdzie jest to nieszczęsne trzydzieste dziewiąte miejsce? Odwrócił się za siebie, by ujrzeć tłum ludzi. "Nie stój w przejściu", czy "rusz się, idioto!" rozlegały się po samolocie. Trzydzieści dziewięć, powtórzył w myślach i zaczął iść naprzód. Trzydzieści sześć, trzydzieści siedem, trzydzieści osiem... Jest! Trzydzieści dziewięć. 
      Usiadł na miejscu niestety nie przy oknie. Co za pech, tak bardzo chciał obserwować, jak wznosi się w powietrze! Już sobie to wyobrażał... No, trudno. To tylko jeden lot, nic poważnego.
- Ta gitara to musi tutaj być? - spytała go siedząca obok staruszka, wskazując na jego ukochany instrument w szarym futerale.
- Co? Ach, to... - zakłopotany, zaczął plątać wyrazy i nie kontaktować ze światem. - Jeśli nie robi to problemu... To prezent od mojej najlepszej przyjaciółki, do której lecę - wyjaśnił. - Przepraszam! Gdzie moje maniery... Simon Alvarez - przedstawił się i podał kobiecie dłoń, gdy tylko udało mu się wsadzić walizkę na swoje miejsce. Usiadł na siedzeniu.
- Milagros Llosa - uśmiechnęła się do niego siwa staruszka. - Też kiedyś byłam zakochana...
Simon zmarszczył brwi, po sekundzie dopiero uprzytamniając sobie, o czym Milagros mówi.
- Och, nie. To tylko przyjaciółka.
- Też sobie tak wmawiałam, że to "tylko przyjaciel" - kobieta zdawała się nie traktować Alvareza na poważnie. - Ach! Stare, dobre czasy! - westchnęła z wyraźnym smutkiem w głosie.
Simon jedynie uśmiechał się do niej głupio, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Nawet nie zauważył, kiedy samolot wystartował.
- I wiesz co? Pewnego dnia postanowiłam powiedzieć mu o swoich uczuciach - zrobiła przerwę na głośne i spektakularne westchnięcie.
- I jak zareagował? - nastolatek prawie podskoczył, gdy nagle oprzytomniał. Spojrzał się na panią Llosa ze zniecierpliwieniem w oczach.
- Ojej, to strasznie długa historia...
- Mamy czas - chłopak zauważył, przerywając jej w środku zdania.
- Mój kochany Dieguito - urwała w teatralny sposób, po czym kontynuowała - wyśmiał mnie. Byliśmy tacy młodzi! Nic do mnie nie czuł, nic a nic! - kobieta umilkła. Wyjrzała przez okno ulotnym, nieobecnym spojrzeniem i już więcej się nie odezwała.
          Wcale nie była to aż taka długa historia, pomyślał Simon.
- Prosimy zapiąć pasy. Za pięć minut lądujemy. - rozległ się damski głos z głośników.
    Pięć minut do lądowania. Wreszcie postawi stopę na argentyńskiej ziemi. Ta adrenalina... Nie mógł się doczekać. Nagle poczuł, jak koła uderzają o podłoże.
          Witaj, nowy świecie.

~•~

Znowu się witam!
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał... Ha, ha, dobry żart. Po pierwsze: nikomu się nie spodoba to coś tam na górze. Po drugie: prawie nikogo tu nie ma.
Nie ważne. Druga sprawa. Jest ktoś, kto by mi zrobił szablon? Bo to, co ja próbowałam trochę porobić (znudziło mi się w połowie), wygląda... ble, tfu, okropne.
Przepraszam, że się nad sobą użalam.
Miłego dnia ♥

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Po pierwsze nienarzekaj na brak popularności bo tak jest na Samym poczatku kochana i szybko ja zdobędziesz! Trzeba tylko czekac i czytac innych. Przecież o tym wiesz
      A ja będę cie wspierac chodzby nie wiem co!
      A wyglad mi sie podoba
      Fiolet moj ukochany..

      Czyli tu Simbar? Uu fajnie bardzo sie ciesze
      Przez naszą historyjkę mnie zaraziłaś tą parą wiesz ?
      cudowny!
      Mam nadzieje ze będą sie nienawidzić jak u nas hehhh
      Podoba mi sie postac Ambar
      Bo Simona kocham od dawna
      Da lunie gitare zamiast rolek? Uuuuu
      A blondynka jest taka złośliwa bo nigdy nie doświadczyła prawdziwej milosci prawda?

      Usuń
  2. Dzień dobry Skarbie 💕
    Wiesz co? Jestem tu dopiero od kilkunastu minut, ale zakochałam się w Twoim blogu! Bo chodzi mi tu o dużo rzeczy XD Kocham twój styl pisania, wygląd bloga, historię Ambar,a ty jesteś po prostu wspaniałą osóbką! ❤ od dłuższego czasu czuje się źle z moją historią, boje się że nikomu juz nic się nie będzie podobać. Ale dzięki Twojemu komentarzykowi mój humor jakoś się potrafił, ogromnie Ci za to dziękuję ❤ Co do rozdziału jak pewnie się domyślasz, widzę Ambar w podobnym świetle. Widać przecież jak bardzo życie ją skrzywdziło, bark jej miłości i zrozumienia! Co do Simona, musze przyznać, że chociaż to dopiero 1 rozdział polubiłam go tutaj! Uwielbiam paring Simbar, ale niezależnie od tego czy on będzie zostaję tu i nigdzie się nie wybieram! Tak musisz ze mną wytrzymać XD A teraz lecę zaobserwować bloga *-* Papapapa, buziaki Skarbie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wsłuchałam się dokładnie w treść tekstu, wyobraziłam sobie wydarzenia i powiem Ci, że powinnaś rozwijać swój talent pisarski i się nie zatrzymywać w tej dziedzinie - masz ogromny talent, nie marnuj go!

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boże jaki talent! Wow! Lecę czytać dalej! :*
    PS: Jeśli chcesz moge spróbować z szablonem :)

    OdpowiedzUsuń